poniedziałek, 7 stycznia 2013

Córa Knuta


Każdego ranka wstajesz o z góry określonej godzinie. Robisz przez pewien czas te same rzeczy, by wyjść z domu. A tam rzadko zdarza się nam założyć ten mięciutki kaftan powtarzalności. W miejscu, w którym przestajemy być demiurgami, w którym nasza jurysdykcja już nie sięga, musimy być gotowi na wszystko. 
Kobieta, która siada obok ciebie w autobusie, nie taka, która chętnie śni się mężczyznom po nocach. Raczej jej zła siostra, ta którą rodzice trzymają w pokoju kiedy przychodzą goście. I ona, jak złota rybka, puchnie do rozmiarów, na jakie pozwala jej środowisko, stając się realizacją okrutnych wizji japońskich fetyszystów.
I to ona, polska Godzilla, Poldzilla, Poldzillex, siada koło ciebie. Kulisz się, przyklejony do szyby,jak robak w walce o przetrwanie. Próbujesz udawać martwego, ale widzisz że to nie najlepszy pomysł, bo za chwilę spada na Ciebie kurtyna z okruchów bułki i zapachu szynki. Czujesz na sobie uderzenia czerstwego pieczywa, które spływają na ciebie jak deszcz gwoździ, niechciana głęboka akupunktura.
Wszystko jest lennikiem skali. Twoje problemy teraz to małe problemy, problemami rangi światowej są jej problemy. Stajesz się nieważny jak pył, jak wspomnienie wczorajszego śniadania, jak sukcesy polskich piłkarzy. Ona jest wielka, ona jest górą którą Mahomet zapraszał do siebie na wino.

Znany polski artysta pokazuje skalę tragedii.


Z trudem, trąc policzkiem o szybę, wychylasz głowę spod tuszy, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Pamiętasz jak skauci uczyli, by zawsze mieć ze sobą scyzoryk, sznurek i słomkę? Teraz cierp. Słomka pozwoliłaby ci przynajmniej komfortowo oddychać, uspokoić skołatane serce, miarowo wybijać znany rytm,. Ze scyzorykiem, mógłbyś wyrżnąć w niej sobie kawałek miejsca, wejść do niej jak do gorącej foki, której wnętrzności parują na mrozie, by się ogrzać, zaznać ostatnich chwil ciepła, żywego ciepła. Poczuć się jak w łonie matki na chwilę przed śmiercią, zatoczyć pełen krąg. Tryumfująco posilić się własnym ogonem i wypluć resztki, bo już nie będą ci potrzebne. Ale nie masz scyzoryka.
Witaj Gregorze Samso, witaj pasażerze poniedziałkowego autobusu, witaj prawdziwe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz