piątek, 25 listopada 2011

Post-zagadka

Mając nadzieję, że czas jednak nie stanął i piątek okazał się być całkiem niezłym dniem, proponuję grę-zabawę-quiz.
Co jest lepsze od piątku?

Odpowiedź znajdziecie na końcu strony, po tekście:

Newtoniada


Pewnego sobotniego ranka, mierząc się z klasyczną narracją, napotkałem zwiastowanie kilku dam, które to damy, nie bez kozery były damami. Ufryzowane, zdobne niczym freski na obrazie świata, cmokające raz za razem: cicho, głośno, rozmaicie. Nadto jednak, trawiły czas na zabawach. Och, jakże żywot ten był zacny i niewinny.

One to w równie sobotni poranek zebrały się, by spotkać się z nowinką, wielce szampańskim odkryciem – grawitacją. Słyszały, że to tajemna siła, która jest rodzajem chuci globu, że przyciąga bo chce przyciągać wszsytko do siebie i z tym wszystkim żyć. Myśl to zdrożna, niebezpieczna, ale damy nie po to są damami, by skrycie o wielkiej planecie, która pożąda ich ciał, nie myślały, rumieniąc się pod warstwą pomad i purdów. Nade wszystko zaś, jeśli by to prawda była, ziemia byłby musiał być figlarzem niepoślednim, może także hrabią?

Jak tu jednak z grawitacją (już samo to słowo napięcie wzbudza!) się zabawić? Próbowały damy wspinać się na plecy swoich sług, a stamtąd hasać na drzewa, by tam, w powietrzu, wystawiać cierpliwość grawitacji na próbę. Niby nóżką, pantofelkiem lśniącym coraz bliżej, coraz niżej, by za chwilę zgiąć kolanko. Innym zaś sposobem, była popularna gra w kometkę, wszak to ona stale jest w powietrzu, z tą jednak modyfikacją, że każdemu uderzeniu lotki, inna rodzaju męskiego zalotna obelga była powiadana. Ileż to słów głowa dobrze urodzonej damy zna: a to nicpoń, to niecnota znowu, wreszcie wałkoń, zbokol, gej, żeby cytować tylko te dwusylabowe (i po jednej dla przykładu jedno- i trzysylabowej). Jeszcze inną grą, była orientalna sztuka orgiami, która swoim zaawansowaniem wyprzedziła technikę o setki lat: wytworzone dzięki niej powietrzne efemerydy, mogły w powietrze wzbić się i przez chwilę nie opadać, wystawiając po raz kolejny grawitację na ciężką próbę. Damy rzecz jasna bawiły się setnie, słodko torturując ziemię. Ten zaś cierpliwie znosił wszystkie te razy. Damy zdumione jego zuchwalstwem, oczy ku niebu zwracały, jedna drugą o swoje piękno pytały: nie mogły pojąć jak to mozliwe by ziemia nie zatrząsł się choć trochę (Historia zna takie przypadki!), by do siebie ich nie przyciągnął chciwie – wszak, co zgodnie przyznawały, damy twierdząc każda o innej, piękne były nad wyraz nad. Postanowiły więc ostateczne ramię sprawiedliwości objąć, chwycić się ostatniego testu. Ziemia miał to co najwspanialsze otrzymać, symbol nowoczesnej damy: metalową, gładką kulę, która niezrównanie toczyć się potrafi, dając radość ludziom wszem.

Użyły do próby stołu, który swym krańcem zwiastował początek testu. Kula tocząc się, odbijała rześkie promienie sobotniego słońca, sprawiając tym samym wrażenie daru niebios ognistości, tęczy własnej. I to właśnie ona, toczyła się teraz, by dać odpowiedź damom niedocenionym: co z tym ziemią, co z grawitacją. Czyżby szaleniec Newton, byłi-li tylko szaleńcem? Oraz kłamcą!

Stół się skończył. Damy w napięciu obserwowały całą sytuację. Oczywiście w napięciu umiarkowanym, wszak ufryzowanie i misterna konstrukcja ich piękna nie pozwalały na więcej. Kula utraciła kontakt ze stołem. Pewne siebie panie, oczekują, że ziemia tę cudną kulę pochłonie, pozwoli się jej w siebie wbić. Kula wprawiona w ruch delikatną dłonią damy opuściła już obszar stołu, z płaskiego zdawałoby się świata, pchana żeńską siłą, zmierza na spotkanie pożądania! Tak, tak, to właśnie to! Okrągłe odbicie słońca po opuszczeniu stołu okazało się jednak na tyle uparte i przekorne, by… poruszając się w poziomie coraz wolniej zatrzymać się w powietrzu.
Niezbyt to niutoniańskie. Kulę od gruntu dzielił metr. Kula stoi w powietrzu, nie opada, dając prztyczka damom. Zielona jest trawa, na której w sobotni poranek z jednego, zrodziły się dwa cienie: cień stołu wyrzucił z siebie cień kuli. Oba pewnie trwały i zapewne dotrzymywałyby towarzystwa damom, gdyby to one nie zemdlały. Jedna z nich, upadając uderzyła głową w sterczącą na niewidzialnym i nieważkim firmamencie, kulę. Rozcięta impetem upadku skroń pozwoliła krwi wsiąkać w skórę i ziemię. I to ona nie podnosiła się najdłużej. Pozostałe damy, za złe rannej miały, że samotnie ziemi się oddała, że dla siebie figle zgarnia. Oburzone burzyć pokój się szykują. Już z piąstkami, już obcasy w górze, kiedy to ranna wstała, zapłakana. Musiała strasznie piec ją ta rana. Pozostałe damy zlitowały się nad damą we krwi, z innego jednak powodu – opacznie zrozumiały, że ziemia odrzucił jej zaloty. W skrytości ducha, damy rację mu przyznały. Jednak nie po to dama we krwi ciągle była damą. Tłumaczy pozostałym, że ziemia w ogóle się ku niej nie zwrócił. Nie wywołał drgań, wstrząsu uniesień.
Pomyślały nad tym damy. Ziemia musi – innej nie ma rady - być kobietą. Ziemia matką! Nakazały słudze w balony dąć z radości odkrywania. A Newtona w zemście pewnej niedzieli, szarlotką obrzuciły i gołębiom na obsranie wydały.
Z damami nie ma żartów.
Zgubne więc dziś oglądamy wpływy patriarchatu, skoro Newton doczekał się pomników, a damom nie dano nic.


Obiecana odpowiedź na pytanie: co jest lepsze od piątku?



2 Friedmanny.
                             Stefan Friedmann                             Stefan Friedmann

Miłego weekendu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz